2012 Reading Challenge

2012 Reading Challenge
Wiktoria has read 20 books toward her goal of 52 books.
hide

Thursday, September 15, 2011

Czas na czytanie i pisanie?

Podczas porządków w szafce znalazłam zeszyt z opowiadaniami, które pisałam będąc uczennicą szkoły podstawowej(a za moich czasów szkoła podstawowa miała 8 klas, zaraz po niej szło się do liceum). W dzieciństwie i wczesnej młodości spisałam mnóstwo takich zeszytów, mam szuflady pełne notatników z dziecięcymi wierszami i opowiadaniami. Akurat ten zeszyt zapodział się wśród zupełnie innych książek i dawno go nie widziałam, więc zaczęłam przeglądać opowiadania, i niektóre wydały się nawet zabawne. Zastanawiam się nawet, czy nie utworzyć bloga z tymi dziecięcymi historyjkami; pisałam je jako dziecko, więc może jest w nich coś, co spodobałoby się dzieciom?

Ale to znalezisko skłoniło mnie do refleksji. Jak ta mała dziewczynka znajdowała czas na pisanie takiej ilości opowiadań, że o wierszach nie wspomnę? Przecież większą część dnia spędzała w szkole, a potem musiała odrabiać zadania i przygotowywać się na kolejne lekcje, co biorąc pod uwagę jej obsesyjną chęć posiadania piątek z każdego przedmiotu, musiało zajmować dużo czasu. A wśród przedmiotów, których się uczyła, znajdowały się tak niebezpieczne czasopożeracze jak matematyka, fizyka, chemia i inne, przeznaczone tylko dla obdarzonych umysłem ścisłym. Do dzisiaj pamiętam opasłe zeszyty, w których pod kierownictwem Mamy wykonywałam dodatkowe zadania matematyczne. Jednak nawet te tomiszcza nie przewyższyły ilością i długością zeszytów z opowiadaniami. Jak to się stało? Wtedy zajmowałam się nie tylko nauką, ale też bardzo dużo czytałam.

Nie pamiętam już dokładnie, ale chyba jakoś w liceum powoli zaczęła spadać ilość przeczytanych książek, a wraz z nią również zanikała własna twórczość. Wtedy uznałam, że powinnam zajmować się raczej ważnymi rzeczami, tj. nauką, a nie jakąś pisaniną. Potem, gdy zafascynowałam się Tolkienem, znowu zaczęłam więcej czytać, ale do pisania w dawnym tempie i ilości już praktycznie nie wróciłam i ten stan trwa do dzisiaj. Czytanie też ucierpiało. Wkrótce po tym, jak pierwszy raz zetknęłam się z Tolkienem, co prawda błyskawicznie przeczytałam wszystkie jego utwory aż do drugiego tomu HoME, ale kiedy zaczęłam studia, ilość przeczytanych znowu drastycznie spadła. Uważałam, że najważniejsza jest nauka na studiach, zwłaszcza że była to moja wymarzona, ukochana anglistyka, o której marzyłam od dzieciństwa - trzeba przyznać, że marzenie to zrodziło się właśnie dzięki książkom anglojęzycznych pisarzy. Wstyd się przyznać, że podczas studiów praktycznie nie czytałam literatury nie związanej z nimi, może oprócz opowiadań wiedźmińskich, które pożyczyła mi ówczesna przyjaciółka. Czas na czytanie był we wakacje. Tłumaczyłam sobie swoje zachowanie na różne sposoby. Po pierwsze, nareszcie uczyłam się tego, co naprawdę mnie interesowało, więc oddałam się temu całym sercem. A po drugie, jeśli chodzi o Tolkiena, to potrzebowałam wakacji, aby podczas lektury naprawdę przenieść się do Śródziemia, a nie wpadać tam na krótkie wyprawy między nauką gramatyki opisowej, a zakuwaniem metodyki. I jeśli chodzi o pisanie, to również odkładałam je na wakacje. Jeżeli w ogóle udało mi się coś napisać, to właśnie wtedy. Ale zazwyczaj kończyło się na jednym opowiadaniu, zwykle niedokończonym. Podczas studiów na UJ zaczęłam pisać mnóstwo króciutkich, haiku-podobnych wierszy, które umieszczałam na portalu Deviantart, gdzie spotkały się nawet z pozytywnym przyjęciem. Jednak odkąd przestałam jeździć na zjazdy, także to źródełko się wyczerpało. Może dlatego, że inspirację czerpałam głównie z krajobrazów zaobserwowanych przez okno autobusu? W każdym bądź razie, ukończenie studiów nie wyszło na dobre sztuce ;) Dopiero od niedawna, w tym roku, dzięki portalowi Lubimyczytac.pl na nowo ogarnęła mnie pasja czytania. Jeszcze w roku akademickim odkryłam czytanie książek na komórce, chociaż szczerze mówiąc, dalej nie bardzo umiem i nie lubię czytać z tzw. doskoku i uważam, że źle to wpływa na jakość czytania, tj. zarówno na przyjemność z tej czynności, jak i zapamiętywanie treści książki. Dlatego do czytania w ten sposób wybieram raczej mniej warte czytadełka i traktuję je jako sposób utrzymania kontaktu z angielskim, niż pełnowartościową lekturę.

Tekst miał odpowiedzieć na pytanie, jak ta mała dziewczynka, która zapisała mnóstwo zeszytów opowiadaniami i wierszami, znajdowała czas na tworzenie. Nie odpowiedział, bo sama nie wiem, jak to robiłam. Przychodzi mi na myśl tylko to, że wtedy nie było jeszcze internetu. Więc wystarczy tylko wyłączyć net, aby znowu zacząć dużo pisać? A może trzeba też nieco zmienić mentalność i nie odganiać inspiracji i pomysłów, kiedy przychodzą w czasie przeznaczonym na naukę słówek?

No comments:

Post a Comment