Wczoraj wreszcie zaczęłam czytać Hemingwaya Green Hills of Africa (Zielone Wzgórza Afryki). Kiedyś już pożyczałam ją z biblioteki uczelnianej, ale jakoś tak się złożyło, że w końcu jej nie przeczytałam. Może tym razem się uda. W każdym razie przy przekartkowaniu książki okazało się, że jest w niej nieco ciekawych uwag na temat pisania i pisarstwa, co na pewno bardziej zmotywuje mnie do lektury.
Książka opisuje wspomnienia autora z pobytu w Afryce. W pierwszej części przedstawione jest polowanie na antylopy kudu. Niestety, na nieszczęście myśliwych zwierzęta nie dają się złapać, co nie byłoby takim problemem, gdyby nie fakt, że zbliża się pora deszczowa i aby bezpiecznie wyjechać, ekipa musi opuścić teren łowiecki za trzy dni. Myśliwi mają więc określony czas na upolowanie antylopy, co odbiera im radość z samego polowania i sprawia, że podchodzą do niego zadaniowo, oczekując upragnionego rezultatu, czyli złowionej zwierzyny, a brak sukcesów pogłębia frustrację. Nie tak powinno to wyglądać. Polowanie powinno trwać, dopóki istnieje zwierzę, które się łowi. Hemingway przenosi metaforę polowania na sztukę, jak malarstwo i właśnie literatura. Pisanie powinno trwać "póki żyjesz, istnieje ołówek i papier lub atrament czy jakakolwiek maszyna na której można pisać, czy cokolwiek, o czym warto pisać. Czujesz się jak głupiec, i jesteś głupcem, jeśli robisz to w inny sposób". Chyba Hemingway nie byłby wielkim fanem Nanowrimo...
W dalszej części rozdziału jest mini-wykład z historii literatury amerykańskiej, dla mnie to ciekawa forma powtórki ze studiów :) Pierwszy rozdział książki można przeczytać tutaj.
No comments:
Post a Comment